Zniknąłem już
tyle zdań,
które miały stanowić początek... Dookoła tylko jakieś
aksjomaciki, a priori pierdolonka, normatywne hochsztaplerstwo... Nigdy
nie musisz się nikomu z niczego tłumaczyć a twój
mózg to
jedyna wolna przestrzeń. Bieliznę papieru można czasem zbrukać śluzem
homeostatycznym dla zabawy ale traktować cokolwiek poważnie to bardzo
faszystowska, arbitralna aktywność mentalna. Po co się tak
unieszczęśliwiać, nie wiem. Szokują dziecinne pragnienia kontroli
wszystkiego i ten lęk zaszczepiony przed każdym spontanicznym ruchem.
Na papierze. Proszę zrozumieć. Jestem przeciwko. Nie godzim się. Niech
się tylko czasem nawarstwi znaczonek i znaczków. Nawet to
coś
miało tyle tytułów, które są równie
ważne...
Neuroróżnorodność i zawiłe myślokształty przyjemnie animują
nieustannie dyskutujące awatarowe hologramy. W zlewie kumulują się
naczynka, samochodoza smoguje i smaga, gdzieś tam w Toruniu Michio
Kaku, kilkadziesiąt kilometrów na wschód jeszcze
karłowata dyktaturka. Nawet załapałem się na jakieś rekordy
temperaturowe za oknem mimo popołudniowego wstanięcia, zwleczki z
sennej ucieczki, słońce nagrzewa szyby balkonu, herbata i zioła sączą
się, rodzynki i oliwki pieszczą w buziu. Niemniej jednak to nie
dobrobyt i dalej ma się ochotę uciekać na zachód.
Rozpatruję,
planuję ale kwoty umożliwiające wyjście z ekonomicznej grawitacji tego
zjebanego kraju ciągle nie mogą się odłożyć na koncie. Paranoja każe
myśleć, że to specjalnie tak rozplanowane odgórnie.
Niewolnicy
nie mogą poruszać się swobodnie. Skazani na swoje zagrody. Skazani na
swoje etykiety. Nasz los jest boleśnie przewidywalny. Więc karmię się
jazzem, improwizowanymi kawałkami rysunku, spacerami, wizjami
przyszłości żeby czuć wiatr w wypadających włosach. Z wiekiem jakieś
sztywniejsze wszystko więc trzeba się nawilżać gęstymi formami bo co
może dać większe stopnie swobody jak nie formy. Szukam w wyobraźni
kształtów i choć często mam wrażenie, że możliwe jest
wszystko
łapię się na powtarzalnościach. Gdyby tak dało się zasejwować każdy bit
tego hulaszczego konstruowania nie byłoby większości problematycznych
niekonsekwencji. Żeby wybić się z kolein trzeba ruletek i
holowników... Szkice, no bo na konkrety nie ma
środków.
Papier ale papier jest tylko po to żeby wyciskać te wągry
mózgowe. Ten syf ostatecznie jest w głowie. Czy papier, czy
patykiem na piasku to nie ma znaczenia. Medytacyjka niemal dzień w
dzień też. Jak najbardziej uświadamia jak niedorzeczną jestem kreaturą.
Pieszczę tego potwora. Takie bonobo zamknięte w ciele schorowanego
goryla czy może właśnie wyrak skrzyżowany z surykatką. Zwierze. Notatki
na marginesach pęcznieją. O ironio nigdy do nich nie wracam bo przecież
nie piszę doktoratu o A.I., longevity czy neuroscience. Po prostu
poniewierają się te karteczki, czasami je przyszpilę i pamiętam, to, co
wzbudza jakieś lekkie tchnienie w ten ogólny brak
konkretów. Jest pisanie na niepamiętanie i ta niby
podświadomość, z której to wyskakuje autystycznie. Jebałby
to.
Najgorzej, że zupełnie nie wiem czy się golić czy nie. Po co to golenie
właściwie. Włosy w jedzeniu są wtedy na pewno moje. Jak tu się promować
z takim zaciskaniem dupasa. To ciągłe siedzenie. W sztukach wszyscy
tacy spięci są. Ta agresja jakaś taka jak jakiegoś głodnego lisa.
Wścieklizna taka z frustry takiej, którą podszyte jest to
całe
tępe maczo politykowanie. Rób sobie, co chcesz na papierze.
Kurwa. Nie matkuj , nie ojcuj. Zostaw to kurwa niech se robi. Ja prdl.
Źle Ci? Takie aspekty neuronauki, wglądy i szybowanie w przepaściach.
Jakoś dużo Erica Dolphy’ego. Niebanalnie. Poszedłbym na
wystawę
ale taki pewnik niemal, że to sterowane cwaniactwo, że niewola. Jakbym
miał dyskutować z tymi wszystkimi mainstreamami to czasu by nie
starczyło. Kultywują stresy. W czepku urodzeni z pieniędzy. Chomsky też
mnie nastraja dobrze. Trochę Żiżek. Groteskowy ale przez to bliżej
jakby. Ogólnie średnio widzę rzeczy jak wychodzą poza
mózg, poza ciało, poza fizykę. Im złożeńsze tym bardziej nie
wiem. Są tacy co udają, że to proste. Kupuję książkę o chaosie i się
okazuje, że ona jest z lat 90-tych i się zastanawiam po co takie
starocie wydawać. Ale przeczytam. Kiedyś. Dużo
neuroscienców.
Jakieś badania. Jak ktoś może sugerować, że psychologicznie
jednoznaczne wnioski wyciągnął? Także raczej pozostaję przy neuronach.
Zresztą i tak zawsze wyskakuje ten Laplace. Także idę i
próbuję.
Wyobrażam sobie ulice Londynu, że po nich jeżdżę na rowerze lub chodzę
i że mam pieniądze i że chodzę tam na wystawy z jakąś fajną dupą. I ona
coś mówi. A ja się śmieję. Że siedzę w jakichś kawiarniach i
sobie rysuję nie śpiesząc się zupełnie. Słońce wali po wszystkim
rzeźbiąc wyraźnie. Ta gęstość mnie nie męczy. Słyszę, że na ulicy gra
Miguel Montalban. Skubany. Żeby tylko nie te skrzynki z ziemniakami.
Mogę kawę komuś nosić w Pret A Manger albo Nero. Jak nie złapać doła,
że nikt nie chce mi dać kasy za robienie tego, co uwielbiam robić.
Ponad dwadzieścia lat napierdalania tego a i tak wolą jak przenoszę
ciężkie przedmioty. Przecież pójdę za ciosem. To jasne. Bo
jakaś
skrzynka mi palce upierdoli, kuchnia sparzy i nikt zadowolony w tym
układzie nie będzie. Widzę to wszystko. Ruch to jest coś co muszę sobie
narzucać. Najchętniej patrzyłbym w ścianę cały czas a w mojej głowie i
tak wyświetlałyby się te miksy science-fiction z retro awangardowymi
flahbackami. Komedie cyberpunkowe ale bez tego chujowego drewna
antycznych sztywnych kształtów i kiczowatych
trybików
zegarowych. Plastikowe lepiej, syntetyczne materiały, kóre
same
ewoluują w laboratoriach dostosowując się do naszych potrzeb,
wyselekcjonowane nienaturalnie. Czytanie w myślach. Darmowe wczasy.
Notatki na papierze mam takie bardziej liniowe i mniej chaotyczne. Ale
co ja mogę. Dokumentuję nawet nieistotne rzeczy. Żeby był
dowód,
że cokolwiek się działo. Że mnie nie ewaporowali, że im się nie udało
mnie uciszyć. Pisanie to najlepsza forma oporu. Nie ma z czym się
zgadzać. |
Plany były
niezbyt śmiałe, znowu takie szkice, które po zmiksowaniu z
rzeczywistością tego landu, wykiełkowały w coś przerastającego
oczekiwania. Jest herbata, wolny czas i potencjalne ruchy ciekawsze od
wymyślonych. Trudno wpisać w te bałaganiarskie modele, te
superkomputery obliczające mnie w sposób, którego
również nie mogłem przewidzieć. Więc to tyka, dyga,
elastycznie
trykocze jak trytytka i podobnie, jak w trytytce rzeczonej, nie ma już
odwrotu, kiedy idzie gładko, jakby z namiętnym poślizgiem. Miejsca nowe
się lubi, bo widoki tu są zielono rozmaite i zawsze jest gdzie usiąść.
Mój ulubiony przepych potencjalności. Chodzę więc, pytam i
sprawdzam, poluję na nowe słowa, węszę po Ealing bo dla takiego szczura
ta wilgotność powietrza intensyfikuje doznania równie
figlarnie,
co fotony łechcące siatkówkę. Podglądam
wiewiórki, czytam
profile i strumienie. Wyczekuję każdego drgnięcia, bitu od tych,
które sztyletowały, dźgały, rżnęły lub zadzierzgnęły
wielokrotnie jakbym o to prosił. Ale funty i możliwości zaczynają robić
równie dobrze. Sytość, choć, jak zwykle pewnie chwilowa,
zalecza
pomyłki. Śmigają koncepcje gładko, szkicowniki pęcznieją. Pierwsze
wrażenia znowu świeże. W każdym sektorze inny labirynt z inną wzorzystą
poetyką a takie chodzenie i jeżdżenie najlepiej pompuje krew do
mózgu. Pamiętajniki takie. I to też nie chodzi o to, że to
tylko
pogada taka czy sraka, czy, że wakacje, czy spoko praca i ładność
wszechobecna. Przecież i tak to puszczam jak niezrozumienie. To właśnie
chodzi o brak lęku, o spokój. To się we mnie zadomowiło. I
to
nie żadna sprzeczność z wyrażaniem opinii o własnym mózgu w
rodzaju - "lęk towarzyszy mi zawsze". To chodzi o meta-poziom uważny. I
to też nie mantrowanie rodem z poradnika psychologicznego dla
nierozgarniętych niewolników - niedorozwiniętych żołnierzy
programowanych masowo. Po prostu idzie Ratz przez plac jak Grześ prze
wieś i się wywiaduje. Nie ma opcji 2.0. Zawsze modern, post-ludzko,
trans... To już norma. W każdym razie ogarnąłem, że trzeba samemu bo
inni "nie rozumiom" a już z pewnością mają inne cele. Naoczność
łaskawie obdarowuje mnie tym, czego chcę. Ten byk Picassa jest już tak
wytresowany, że wykona każde polecenie - przy czym nie ucierpiało żadne
zwierze. Poza imaginacjami, fotki pstryk, pstryk. No nie szanuję
kadrowania w takim stopniu jak wymyślania ale czasami nie ma wyjścia i
się robi, żeby nie było, że nie było, że nie dostrzegł, że nie istniał.
Co do przygód typu ludzie to relacje są bardzo formalne, na
zasadzie tu jest instrukcja, tu jest program, zapamiętaj, wykonaj,
siad, podaj łapę. Nawet czasami lubię tę łapę podać. Dalej trochę boję
się głaskania ale nie biją więc przychodzę jak wołają. Podobno na kość
zarobię. Zobaczymy, popatrzamy. W każdym razie wsypy są fajne
póki nie pod wodą. Zresztą chyba pod wodą lepiej niż w smogu
wśród pijanych bigotów. Jakbym mógł
być jakimś
zwierzem to chyba jakimś kosmitą jak się tak zastanawiam nad tą
biomasą. No lubię te zielone fieldy choć nie przystaję na długo bo moja
uwaga kolapsuję do wewnętrza gdzie mam wiele spraw do załatwienia. Nie
to, że jakieś globalne porządki, czy odświętne świrowanie. Robię tylko
ciągle te ćwiczenia z zamienianiem wewnętrznego na zewnętrzne. Raz,
dwa, raz, raz, raz... Pomagają jakieś czasowe regularności, nawyki.
Podobno metabolizm wtedy lepszy... Znowu tak poradnikowo nie
parówkowo. Troskliwie się to kroi na tej zegarowej tarczy.
Jakby
mnie miała jeszcze spotkać jakaś miła osoba i jakbym miał milion dzieł
sztuki do zrobienia. Czy nie dzieł. To już nieważne. O co się to
wszystko rozbija w tym momencie? O wybory. To na razie wyrobiłem ilość
znaków. Wracam do szczęśliwego zagubienia. |
No więc, kurde,
ale fajnie, taki gatunek trawki, co zawsze rośnie na krótko.
Zaraz siano będzie znowu jak tak naświetlane globalnie kryzysowo. No
więc zupełnie nie piszę dlatego, że mnie oświeciło dzisiaj jakoś
szczególnie. Myślenie to też pisanie oczywiście ale dziś
właśnie
zdałem sobie sprawę, kiedy skomentowałem pewien artykuł w poście na
pewnych mediach społecznościowych, że jest on intelektualnym lenistwem,
że w sumie, mogę postukać w tą klawiaturę parę minut, żeby był skrawek
zarejestrowany. Ale nie to, żebym wracał do porządku i liniowości. Co
to to to to to... Raczej chodzi o taki zrzut. O moment, że będzie data
przy tym i fajnie będzie. Wstecznie można by to ująć, że jazz. Lecz
faktycznie to rozplątywanie, to uważne przeżuwanie. Mam dobry moment bo
ta mała wystawa jest w dobrej widoczności. Ładna pogoda, coronka w
odwrocie, koniec lockdownu się zbliża, więc ludzie spacerują bez
transparentów. Jakby normalniej i chętnie paczą na wariata w
szybie sklepu. A to Ci dopiero klałn... No nie zbliżyło mnie to bardzo
do pracowni i dobrych pieniędzy za moją sztukę. Jedynie trochę.
Póki co jestem jedynym podjaranym tą małą erekcją. Ale jest
pewne prawdopodobieństwo, że prawdopodobieństwo jest po mojej
stronie... Prawda? Także daje się, można, są jakieś ruchy a sytuacja
wydawała się beznadziejna. O co to to, to nie. Nie dla mnie się taką
wydawała. Ja zawsze byłem w swoim jednoosobowym kulcie absolutnie nie
kwestionując nauk chaosu. Dyskordianizm pragmatyczny. No więc tak
myślałem właśnie i proszę. To gra, to dowodzi, to ilustruje i pokazuje,
że to nieuniknione. To już się wydarzyło. Bez splendoru, po cichu
plączą się łańcuszki prawdopodobieństw i trickster wybiera te
estetycznie ciekawsze. Wbrew wszystkiemu. No co Ty? Ale już prostujmy,
do rzeczy. Chciałem tylko zaznaczyć, że koszt robienia wszystkiego
inaczej, z powodu jakiegoś faszystowskiego widzimisię, kosztuje
wszystkich tyle, że nikt nie jest w stanie się wyluzować. Ciągle spięci
sztywniacy zupełnie nie ogarniają poplątania i należy im się za to
prztyczek. A jak nikt nie patrzy to ja mam to jako brudek pod
paznokciem. Także myśli są anarchistyczne i nic nie da się z tym
zrobić. Twoje, moje, jego, jej. One sobie pojadą gdzie chcą, nie
ograniczając się do utartych ścieżek. Treść raportu jest taka -
pędzelek, pen tabletowy, i wyobraźnia są ciągle w ruchu. Czy ktoś za to
uczciwie płaci czy nieuczciwie nie płaci. Taki jestem zryty. Także
najważniejsze potrzeby zaspokojone, co jest niepokojąco zaskakujące.
Ładnie. |
28-go maja miną
3 lata od kiedy po raz drugi przyjechałem do UK. Wcześniej spędziłem tu
4 miesiące. Każdy dzień tutaj był dla mnie jak wakacje. Nawet jeśli
pracowałem ekstremalnie ciężko, przenosząc skrzynki z ziemniakami w
jakimś magazynie w zadupnej dzielnicy Londynu, nawet kiedy przkopywałem
jakieś jardy, kiedy kelnerzyłem czy serwowałem kawy niekończącym się
kolejkom klientów miałem przyjemne uczucie wolności. W końcu
mogę rzucić tą pracę i wziąć następną, przecież nie będę tak pracował
do końca życia... Największą zaletą pracy fizycznej jest to, że nikt
nie zarządza tym jak myślisz. Nawet jeśli managerowie i szefowie
starają się kontrolować w naszych czasach nawet to jak długo sikasz,
nie są w stanie wpłynąć na to, co myślisz. Skrzynka ma zostać
pzeniesiona w określone miejsce, dół ma być głęboki na
określoną
ilość centymetrów czy cali. Same konkrety i komentarz może
dotyczyć tylko tego, żadnego innego pierdolenia widzimisiowatego,
głupkowatego. Twoja głowa jest wolna. Nie ta praca to inna. Oczywiście
jest ta tożsamość artysty, która żartem nie jest i może się
wydawać, że to jakiś problem. Nie jest to problem. Po prostu swobodna
kreacja, schizophrenic serendipity, szaleństwo i hiperfantazyjna
nadprodukacja nie wyparują z mojej głowy nawet w takim kontekście.
Także jest wolność, jest różnorodność i obfitość. Jest tyle
pracy, że trudno zostać bez jakiejkolwiek. |
Nie ma słów na to zniewolenie, na to
poniżenie. Odechciewa się wszystkiego. Całe życie być zmuszonym do
robienia czegoś czego się literalnie nienawidzi tylko dlatego, że jakaś
osoba nic nie rozumie. Jakieś osoby. Takich win się nie odkupi. Choćbyś
zdzierał kolana idąc w tysiącach pielgrzymek, z tysiącami debili. Zaraz
przyjdą czasy kiedy biedota będzie coraz bardziej samoświadoma i chowaj
wtedy głowę w piasek... Wąskie myślenie. Zawężone do liczenia
grosików. Szczękościsk nerwowy bo znowu ktoś nie może sobie
wyobrazić, że można nie mieć pieniędzy. Tu się ma. Nie wiadomo skąd ale
się ma. Nikt nie mówi skąd mają, ale mają. Więc pełzasz,
wykonujesz rozkazy. Miliony doradców. Złote recepty. To
zrób, tamto zrób. Pojedź tam, powiedz to, kup to,
wyślij to tam. Uda się. A może Ty głupi jesteś? Skrajności. Ale to ile
to kosztuje? Przecież to nic! Jak to nie masz tyle? Chuje, kutasy,
skurwysyny, cipy, pizdy, podśmichujkowi zazdrośnicy. Też głodni. Myślą,
że robią Ci przysługę wgniatając cię w chodnik. No jak nie masz? No jak
się nie da? No zrób, naucz się. A to ty taki jesteś? Czyste
zło. Na terapię idź. No jak nie twoja wina jak nie robisz głupot, za
które się płaci? Brud, syf, ograniczone wizje. Jestem pustym
pudełkiem na rady. Na dobre chęci. Ale zobacz jak świetnie sobie
radzisz! Zobacz ile osiągnąłeś zaciskając pasa przez 30 lat! Ale
fantastycznie. Geniusz. Samodzielny taki. Te wszystkie samotne postaci,
spłaszczone, wgniecione w chodnik, o których nikt się nigdy
niczego nie dowie, chociaż mieli w głowach całe życiorysy... Mogli tak
wiele. Ale kogo to interesuje? Za dużo myślisz. Skup się na sobie. No
ale źle inwestujesz! Z głową trzeba. Ale gdzie jest na to wszystko
czas? Tyle ofert pracy. Tyle doświadczenia. Poczytaj sobie, zrelaksuj
się, pomedytuj. No zobacz ile masz kasy! Na całe dwa dni do przodu.
Szef. Rządzisz. Ale może po prostu na to zasługujesz? Jakiś dorosły
jest Ci potrzebny. Całe życie w poszukiwaniu dorosłych,
którzy wiedzą. Kuratorzy, dyrektorzy, właściciele, księża,
prezydentki, dyktatorzy. To oni zadecydują czy możesz już dzierżyć
klucz do swoich genitaliów. Czy ten jegomość jest
dżentelmenem w wystarczającym stopniu, żeby zamoczyć? Czy ten spermiarz
może podać dalej? Ja wiem. Ale zobacz go jaki zły jest? Pretensje same.
Zło czyste. Ale przed kim on pokłony bije? Kogo błaga o litość. Co to
za dziecko? Miał już możliwość się wykazać, zjebał, na ubój
bydło. Cham, prostak, wieśniak. Nie będzie miał spokoju. Taki
terrorysta. Bęcwał. Anarchista. Wariat. Fakt, że pracuje non stop...
Ale to trzeba się było uczyć. Bo to trzeba z głową pracować a nie
tak... Ale się popisał. Pornograf jeden. Ateusz. No i czego on się
spodziewa? Cipki by się chciało? No ale były cipki i co?
Chujów sto. Na czynsz i na paszę poproszę. Więc dźwigam,
przenoszę, czyszczę, znoszę tysiące nowych twarzy... Byleby skapnęła
kapka ciupinki. Losowanie po kumulacji. Grosz do grosza i uciuła
kokosza. Mózg się lasuje. Niepełny człowiek. Niedojrzały.
Dobrze mu zrobi to trzymanie za mordę. Ależ on pierdoli
niemiłosiernie... Toż to naprawdę źle się skończy. |
|